Pewnej nocy, kobieta, mieszkanka Walii doglądała ciężko chorej siostry. Prócz nich były w domu tylko dzieci, gdyż mąż gospodyni przebywał w domu dla obłąkanych w Cardiff. Położyła właśnie dzieci do łóżek i ustawiła świece na podłodze, chcąc się sama położyć, gdy nagle rozległ się głośny szelest, jakby po podłodze przesunął się całun i świeczka zgasła. Jednak ku zdumieniu kobiety pokój nie pogrążył się w mroku, oświetlało go słabe światło jakby tlącego się knotka. Obejrzawszy się za siebie, kobieta ujrzała starego Johna Richardsa, który nie żył już od dziesięciu lat. Trzymał w ręku trupią świecę i patrzał na nią przerażającym nieruchomym wzrokiem, co sprawiło iż krew zastygła jej w żyłach. Gdy odwróciła się od zjawy, obudziła swego najstarszego synka i spytała go: "Widzisz starego Johna Richardsa?", "gdzie?" - rzekł chłopiec przecierając oczy. Kobieta wskazała na ducha, a dziecko tak się przestraszyło jego widokiem, że krzyknęło: "Chciałbym umrzeć". Wówczas duch zniknął wraz z trupią świecą. Stojąca na podłodze świeczka znów zapłonęła jasnym płomieniem, a następnego dnia chora siostra zmarła.
|